Co wiemy o torturach? Z pewnością bywają skuteczne – a raczej, że niektóre ofiary tortur zdradzają informacje, które chce usłyszeć torturujący. Przykładów nie trzeba daleko szukać, wystarczy pomyśleć o niektórych „przesłuchiwanych” na Pawiaku.

Z pewnością też tortury nie dają żadnego sposobu weryfikacji, czy torturowany jeszcze nie został „złamany”, czy też może naprawdę nie ma potrzebnych nam informacji. Nie wiemy, czy torturowany szczerze przyznaje się do winy, czy może po prostu robi to, bo ma już dosyć. I tu znowu możemy pomyśleć o naszej historii i o Polakach podpisujących różne fałszywe zeznania.

A co polska klasa polityczna sądzi o torturach? Słuchając wypowiedzi Jarosława Gowina, Aleksandra Kwaśniewskiego czy Leszka Millera, można odnieść wrażenie, że czasami tortury są po prostu w porządku. „Walka z terroryzmem to wyjątkowa sytuacja – dobrze, że w Polsce były tajne więzienia i dobrze, że w Polsce torturowano ludzi, bo przecież to byli terroryści, a poza tym inni też torturują” – w skrócie takie właśnie wyjaśnienia słyszymy. Czy tortury naprawdę można zaakceptować?

Tykająca bomba pod przedszkolem

W debatach o moralnej dopuszczalności tortur do znudzenia powtarza się „argument tykającej bomby”. Czy pozwolisz na torturowanie zamachowca, który właśnie podłożył bombę w centrum Paryża, Londynu, Warszawy, Nowego Jorku albo pod przedszkolem pełnym dzieci? Nie ma czasu na ewakuację. Saperzy nie zdążą dojechać. Bomba tyka, a Ty chcesz zmusić zamachowca do wyjawienia, jak ją rozbroić. Czy zaczniesz wyrywać mu paznokcie? Dla szczególnie niechętnych wobec przemocy, dodaje się dalsze aspekty tej historii – w tym mieście jest Twoja rodzina, w tym przedszkolu jest Twoje dziecko. No i co – torturujesz? Jasne, że torturujesz!

Akceptacja dla tortur łamie podstawową zasadę międzynarodowego prawa wojennego – rozróżnienie na walczących i cywilów, na walczących i jeńców wojennych. | Emilia Kaczmarek

Czy jednak ta historia jest dobrą analogią do rzeczywistości? Po pierwsze, nigdy nie wiemy, czy schwytaliśmy prawdziwego terrorystę, w naszych rękach jest los osoby podejrzanej o terroryzm. Ale czy z tego powodu, że nigdy niczego nie wiemy w stu procentach, powinniśmy przestać sądzić zbrodniarzy i wydawać jakiekolwiek wyroki? Oczywiście nie – po to wymyślono procesy sądowe, po to wymagamy dowodów i po to oskarżony ma prawo do obrońcy, żeby zbliżyć się do prawdy na tyle, na ile jest to możliwe. Tymczasem w Polsce najprawdopodobniej torturowano ludzi przed jakimkolwiek procesem lub nawet – zamiast tego procesu.

Po drugie, czy faktycznie schwytaliśmy kogoś w czasie, kiedy bomba już tyka? Od rzeczywistych podejrzanych chcemy zdobyć wiedzę o przyszłych, dopiero planowanych zamachach, o innych ludziach, którzy mogą coś o nich wiedzieć – a nie o bombie tykającej pod przedszkolem. Jak stwierdził Henry Shue: „Podobnie jak prawnicy mawiają, że trudne sprawy rodzą kiepskie prawa, tak filozofowie śmiało mogliby przyjąć maksymę, że sztuczne przykłady tworzą kiepską etykę” [1].

Swoiste zło tortur

Ale dlaczego nie wolno nam torturować ludzi, skoro czasem wolno nam ich zabijać? Żołnierze mają prawo strzelać do siebie nawzajem na wojnie – dlaczego więc tortury mają być zakazane? Co w nich jest tak szczególnie odrażającego?

Po pierwsze, totalna asymetria władzy między oprawcą a ofiarą. „Tortury zaczynają się dopiero wtedy, kiedy walka jest – dla ofiary – skończona. Torturuje się tylko pokonanych” [2]. Akceptacja tortur łamie podstawową zasadę międzynarodowego prawa wojennego – rozróżnienie na walczących i cywilów, na walczących i jeńców wojennych. Ofiara tortur nie może się obronić, schować, oddać zadanego ciosu. Tak, podejrzewamy, że należy do groźnej organizacji, ale w momencie stosowania tortur jest już zupełnie bezbronna.

Po drugie, tortury wymagają od ofiary, aby sprzeniewierzyła się samej sobie. Są przykładem totalnego uprzedmiotowienia jednostki. Ofiara tortur zostaje użyta jako środek do celu, z którym nie może się utożsamić. Jeśli nawet faktycznie posiada cenne dla torturujących informacje, nie może autentycznie chcieć ich wyjawić. Uległość wobec oprawców oznacza zdradę swoich współpracowników, zdradę swoich ideałów i zobowiązań, zeznawanie przeciwko sobie – oznacza słabość, która może być źródłem jedynie pogardy dla samego siebie.

Torturowany nie ma powodów, żeby ufać torturującym. A co jeśli się złamie, zdradzi swoich współpracowników, a tortury będą trwać dalej? Skąd ofiara tortur ma wiedzieć, jaka informacja będzie dla torturujących wystarczająca? Przecież torturując, udowodnili już, że nie mają wobec ofiary żadnych skrupułów – „ofiara jest skazana na zaufanie w sytuacji, w której sama myśl o zaufaniu wydaje się szaleństwem” [3].

Skoro w czasie II wojny światowej Polacy nie torturowali zbrodniarzy nazistowskich, dlaczego dziś chcemy torturować ludzi, którzy są „podejrzani” o zbrodnie? | Emilia Kaczmarek

Torturowanie to skrajne pogwałcenie ludzkiej autonomii, tortury rozbijają samą podmiotowość jednostki. Ciało torturowanego zostaje użyte przeciwko niemu – „najintymniejsze części ciała ofiary zamieniają się w dostępne publicznie narzędzia, których oprawca może użyć wedle swej woli” [4]. Ból ofiary, jej własne cielesne doświadczenia stają się cudzym rozkazem, jakby torturowany był współodpowiedzialny za własne poniżenie. Czy to nie wystarczy, by uznać, że tortury są obrzydliwe moralnie?

Skoro w czasie II wojny światowej Polacy nie torturowali zbrodniarzy nazistowskich, dlaczego dziś chcemy torturować ludzi, którzy są podejrzani o zbrodnie?

 

Przypisy:

[1] Henry Shue, „Tortury”, [w:] „Etyka wojny – antologia tekstów”,
red. T. Żuradzki, T. Kuniński, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, str. 375.
[2] Tamże, str. 366.
[3] David Sussman, „Co jest złego w torturach?”, [w:] „Etyka wojny – antologia tekstów”, red. T. Żuradzki, T. Kuniński, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, str. 411.
[4] Tamże, str. 410.

 


 

Zachęcamy do podpisania Listu Otwartego w sprawie więzień CIA w Polsce [link].